Przewodnik Patric opowiadał z takim entuzjazmem o mijanych atrakcjach i budynkach, że w którymś momencie (a spędziliśmy dobre dwie godziny na pokładzie jego taksówki) bardzo zapragnęliśmy żeby zamilkł. Ale i tak było fajnie, choć zimno.
South Seaport ze starymi żaglowcami:
Dolny Manhattan z rosnącymi następcami WTC:
Ferry na tle Dolnego Manhattanu:
Wiadomo. No i sądziłam, że jest mniejsza. :)
Nowe WTC i stare World Financial Centre z palmiarnią:
20 maj 2012
Intrepid, czyli poczuć pokład lotniskowca pod stopami.
Wielki, fajny, a w środku pełen lotniczych gadżetów, których można dotknąć, a nawet zasiąść za sterami. (Czasami budzi się we mnie pięciolatek).
Guggenheim Museum
Trochę szkoda, że w tak fajnym budynku (Franek, szacun, ładnie Ci wyszło!) zgromadzono raptem kilka fajnych obrazów, a poza tym to głównie pozostałości po szrocie i kawałek trawnika z mikrofonami, ale na szczęście cała ta sztuka współczesna była strategicznie rozmieszczona pod ścianami i nie przeszkadzała w podziwianiu budynku. Trochę się w głowie kręciło idąc tą spiralą (niziutka barierka raptem do wysokości biodra nie pomagała), ale efekt przedni - z dołu wydaje się, że zwęża się ona ku górze, a z góry, że ku dołowi.
METropolitan Museum of Art
Art, jak art - przeciętne europejskie miasteczko ma więcej zabytków i historii, niż zgromadzono tutaj, ale i tak szacun za rozmach i determinację, by pokazać w jednym miejscu jak wygląda i wyglądał świat wcześniej i gdzie indziej.
Dużo miejsca i uwagi poświęcili starożytności.
Z Egiptem mieli fuksa - w końcu ile pierwszych dam może powiedzieć o sobie - och, ci przemili egipscy dygnitarze sprezentowali mi piękną starożytną świątynię i powiedzieli, że mogę ją zabrać ze sobą do domu! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)