5 lut 2012

Barceloneta

Dzielnica robotników i rybaków. Gdy to przeczytałam moje nadzieje wzrosły - i nie zawiodłam się. Miejsce mało zabytkowe (większość budynków pochodzi z XIX wieku), bez sprzedawców pocztówek, fruwająco-świecących gadżetów, bez strzałek prowadzących do najbliższej atrakcji. Po prostu kawałek miasta położony nieopodal plaży, ale też takiej normalnej, dla ludzi - matek z dziećmi, surferów, rolkarzy, a nie wygrodzonej hotelami, restauracjami i wszędobylskimi sprzedawcami torebek i okularów słonecznych.



Surfer z wiosłem


Tajski masaż prosto na plaży. Koniec Barcelonety, zaczyna się Port Veill, gdzie nietrudno o turystę i chętnych na jego pieniądze usługodawców.

Kataloński nikoniarz układający na plaży mandarynki.

Lokalny patriotyzm piłkarski.

System rowerów miejskich. Niestety, żeby skorzystać trzeba się zarejestrować. Mimo tego, że ten parking jest pełen, system cieszy się dużą popularnością, chyba sporo osób korzysta z niego by podjechać do miejsc, gdzie nie ma w pobliżu metra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz