4 gru 2011

Powódź w Bangkoku

Pierwszy kontakt z powodzią w BKK mieliśmy już na lotnisku w Singapurze, gdy nasi bliscy z Polski zasypali nas zaniepokojonymi SMSami. Po przylocie na miejsce okazalo się, że katastrofy nie ma, więc zapadła decyzja - zostajemy. Pierwszego dnia widzieliśmy zatopione domy-sklepy nad samą Chao Praya. Kiedy okazało się, że pani na zdjęciu ogląda telewizor i nie płacze, a wokół toczy się życie, zaczęliśmy podziwiać tutejszą ludność.

Oprócz zalanych domów nad samą rzeką pierwszego dnia jedynym śladem powodzi były mokre ulice (gdzieniegdzie wybijały studzienki kanalizacyjne).

Następnego dnia zobaczyliśmy zalany targ, na którym handel trwał w najlepsze. Tu sprzedawczyni nic nie robi sobie z tego, że przez jej kram przepływa potok, tylko spokojnie rozmawia przez telefon.

Smażenie i grillowanie podczas powodzi - żaden problem!

Tu już wody za dużo - kramy nieczynne.

Nadal dzień drugi, wybijają studzienki i pojawia się trochę wody na głównych ulicach. Mnich buddyjski robi zdjęcia powodzi.

Wody może 3 centymetry ale umundurowane służby w pełnym pogotowiu.

Nieważne, że woda. Tuktukowy biznes się kręci. "Hello! Tuk-tuk?"

Powódź to raz. Ale pan na motorynce wiezie wieniec, ma założoną tył na przód kurtkę i do tego trzyma patyczek z przylepioną do niego płachtą papieru. Skill!

Drugiego i trzeciego dnia powódź dotarła na Samsen Road. Okazało się, że tubylcy słusznie stawiali murki przeciwpowodziowe przed swoimi sklepami.

Tuktukarze jeżdzą i proponują swoje usługi niezależnie od powodzi.



Nasza 'odnoga' Samsen Road.



Pod naszym hostelem

Kiedy poziom wody wzrósł i trzeba było zakasać nogawki, by pójść na obiad, czy po piwo, na Samsen Road przyjechały i wyległy tłumy. Każdy chcial zobaczyć powódź.

Choć niektórzy wyglądali na zaniepokojonych

Pojawili się profesjonalni fotoreporterzy

Mnisi musieli zakasać szaty

Pan niby ma poważną minę, ale zwracam uwagę na fantazyjne i nonszalanckie podejście do kwestii kasku. Moze dlatego, że w prawidłowo założonym ciężko palić papierosa? :)

Pani robiła zdjęcia. Tabletem.

Powódź przyciągnęła (oprócz localsów, służb mundurowych i reporterów) także zwykłych turystów.

Tubylcy uwieczniają chwilę

Z oddali, nie mocząc stóp tłumy fotografują powódź.

1 komentarz: