To było jedno z moich marzeń. Zobaczyć zorzę. Wiedziałam, że ten rok jest wyjątkowo dobry żeby na zorzę polować, więc z dużą determinacją planowałam urlop tak, by wypadł w Islandii, w okolicy nowiu i porze roku, kiedy jeszcze noce nie są zbyt jasne.
Kiedy zorza w końcu się pojawiła wychodziłam właśnie spod prysznica, miałam mokre włosy, ale nic to, ubrałam na siebie wszystko, co walizka dała i poszłam nad zatokę. Nie jest łatwo sprawić bym zapomniała języka w gębie, ale tym razem mogłam tylko stać, patrzeć, chłonąć niezwykłe piękno tego zjawiska. Nawet chyba przestałam myśleć (choć to mógł być efekt wyjścia na mróz z nie do końca suchymi włosami :)).
Subskrybuj:
Posty (Atom)