Ale wracając do zdjęć i Franciszka Józefa. Najpierw ubrali nas od stóp do głów. Niepotrzebnie targałam ze sobą "ciuchy do wyprawy na lodowiec". Mogłam się tu stawić w klapkach, szortach i bluzeczce na ramiączka. Wszystko inne dostałam. Potem lecieliśmy śmigłowcem, a potem już, spacer po lodzie, opowieści przewodnika (to ten pan, co to w krótkich spodenkach i takimże rękawki chodzi po śniegu) i zejście do jaskinii lodowej. Inny świat.













Brak komentarzy:
Prześlij komentarz